Sesek |
Wysłany: Nie 21:16, 04 Sty 2009 Temat postu: Gladiatus |
|
Gladiatus
Nazywam się Oktawiusz, mam 20 lat i jestem mieszkańcem Rzymu. Przeglądając zakurzone księgi znalazłem o to ten pamiętnik :
Dzień I
Wojna z barbarzyńcami się rozpoczęła. Dyplomaci wyruszyli czynić swą powinność. Jak się poźniej okazało barbarzyńcy nie przystali na nasze warunki o czym świadczy powrót samych konii. Cóż, nie było innego wyjścia :
- Żołnierz : Kapitanie, co robimy ?
- Hagen : Przystąpić do szturmu, przygotować katapulty i ostrzeliwać ich także łucznikam !
- Żołnierz : Tak jest !
Małe osady staneły w płomieniach a wszędzie panował chaos i strach. Melodią dla moich uszów bezbronnych ludzi.
Bitwa zakończyła się pomyślnie. Lecz nie brakowało ofiar – 100 wojów zgineło poświęcając swoje życie za Rzym. Wracając do miasta ja i armia którą dowodziłem zostaliśmy przywitani jak na żwyciężców przystało. Wracając do swej chaty ujrzałem syna Juliusza Cezara Orfeusz’a :
- Orfeusz : Hagenie, moj ojciec pragnąłby się z tobą zobaczyć
- Hagen : Rozumiem.
Idąc zastanawiałem się w jakim celu Cezar mnie wezwał. Rozmowa ta wyglądała tak :
- Juliusz Cezar : Witaj... Zatem wezwałem cię tu ponieważ chciałbym abyś wyświadczył mi pewną przysługę.
- Hagen : Czegóż to odemnie rządasz ?
- Juliusz Cezar : Wiesz, że traktuję cię jak syna i niedługo zakończę swój żywot na tym świecie a sądzę, że to ty byłbyś moim idealym zastępcą.
- Hagen : Ja ? Uważam, że to nie dla mnie. Przecież masz syna który chciałby pełnić tą funkcję
- Juliusz Cezar : To prawda, lecz nie poradziłby sobie z tak wielkim królestwem. Natomiast ty funkcję tą pełniłbyś doskonale
- Hagen : A więc niech tak się stanie
- Juliusz Cezar : Dziękuję ci ! Teraz nie będę się musiał martwić królestwo po mojej śmierci.
Całą rozmowę słyszał Orfeusz, który stał za dzwiami, zastanawiał się co ma zrobić w zaistniałej sytuacji, która była dla niego nie korzystna. Wymyślił plan, którego celem jest pozbycie się ojca a także Hagena.
Dzień II
Wybrałem się do zamku. W tym samym czasie Orfeusz rozmawiał ze swoim ojcem :
- Orfeusz : Ojcze...
- Juliusz Cezar : Tak ?
- Orfeusz : Dlaczego to zrobiłeś !?
- Juliusz Cezar : Ale o co ci chodzi ?
- Orfeusz : Jakim prawem to akurat on musiał zostać dziedzicem tronu?! Zawsze wolałeś go odemnie, ja nigdy się nie liczyłem !
- Juliusz Cezar : Ależ Orfeusz uspokuj się...
- Orfeusz : Nic już nie zmieni mojej decyzji. Giń !
- Juliusz Cezar : Co ty wypra...
Orfeusz wbił ojcowi nóż w przeponę czego wynikiem była szybka śmierć. Orfeusz zaczął głośno krzyczeć i zbiegła się służba wraz z strażnikami. Jeden z nich zapytał co się stało. Wtedy Orfeusz rzekł :
Wszedłem do komnaty i ujrzałem leżącego Ojca z sztyletem w piesi. Przeraziłem się i zaczołem krzyczeć o pomoc
- Strażnik : Ale kto ośmieliłby się popenić taką rzecz ?
- Orfeusz : Nie było mi dane złapać złoczyńcę na gorącym uczynku ale snuję podejrzenia w kierunku jednej osoby.
- Strażnik : Kto to ?
- Orfeusz : Hagen ostatnio pokłucił się z ojcem, wyraźnie miał pretekst aby dopuścić się tej zbrodni.
- Strażnik : Co my teraz poczniemy ?
- Orfeusz : Ostatnią wolą mego ojca było to abym po jego śmierci zasiadł na tronie więc spełnijmy ją
- Strażnik : Tak, Panie. A co poczniemy ze złoczyńcą ?
- Orfeusz : Pojmać go
Udałem się do mojego przyjaciela Cyriusza w odwiedziny za miasto. Po ponad 2 godzinnej wyprawie doszedłem do jego domu. Naprzeciw mnie wyszedł Cyriusz z dziesięcioma najemnikami. I wtedy zapytałem ze zdumieniem :
- Hagen : Cyriusz, co to ma znaczyć
- Cyriusz : Hagen wybacz mi ale otrzymałem rozkaz od Juliusza Cezara II aby cię pojmać a gdy będziesz stawiał opór zabić
-Hagen : Juliusza Cezara II?
- Cyriusz : Juliusz Cezar I został zabity a głównym podejrzanym jesteś ty. Dobra żołnierze, pojmać go !
Najemnicy ruszyli do natarcia
Na początek wyleciał na mnie wielki osiłek, który wymachiwał mieczem jak szalony . W końcu mój miecz wypadł mi z ręki i byłem bezbronny. Gdy miał zadać ostateczny cios nagle przebiła go strzała. Nie wiedziałem skąd, lecz potem usłyszałem :
- Cyriusz : Hagenie, jeszcze nie jest na ciebie pora
Słysząc te słowa razem stawiliśmy opór. Cyriusz ostrzeliwał wrogów z łuku na koniu natomiast ja waczyłem wręcz. Niestety jeden kusznik trafił Cyriusza w ramię :
- Cyriusz : Nie trać czasu, idź już
- Hagen : niema mowy ne zostawię cię tu
- Cyriusz : Nie trać czasu, dam sobię rade!
Posłuchałem Cyriusza i zacząłem uciekać zostawiając przyjaciela na polu bitwy. Szedłem w kierunku domu. Dotarwszy na miejsce ujrzałem całą wioskę w płomieniach . Podszedłem bliżej aby się przyjrzeć. Nagle poczułem ogromny ból głowy i upadłem na ziemię.
Dzień IV
Kiedy odzyskałem przytomność byłem związany i przewożony w klatce. Okolica przez która przejeżdżaliśmy byłą mi nie znana. Nie kończący się las i tylko jedna ścieżka. Nagle powóz się zatrzymał i podszedł do mnie jakiś człowiek który nakaza mi wyjść z klatki. Nie wiedziałem o co mu chodzi, a po drugie byłem tak słaby, że ledwo potrafiłem siedzieć a już całkowicie wykluczone było powstanie na nogi. Zapytałem tego człowieka jak ma na imię. On odpowiedział : Barakus. Ja wciąż pytałem, bo chciałem się dowiedzieć jak najwięcej a przede wszystkim dokąd jedziemy i co chcą ze mną zrobić. Ale kiedy on mi odpowiedział iż jedziemy do piekła i że sam nie wie co ze mną zrobią, postanowiłem, że o więcej rzeczy już wolę nie pytać. Po chwili pod wpływem silnego uderzenia straciłem przytomność.
Dzień V
Obudził mnie głośny warkot starych powozów oraz krzyk tłumów ludzi. Rozglądałem się dookoła i okazało się, iż jestem zamknięty w jakimś podziemnym lochu. Nie byłem tam sam. W ciemnym kącie lochu ujrzałem jakąś postać. Na początku zastanawiałem się co robić, czy podejść i rozmawiać czy też usunąć się w całkiem osobny kąt i zamilczeć tak jak on milczy. Po dłuższych zastanowieniach zabrałem się na odwagę i podszedłem do owej osoby i rozpocząłem z nim dialog :
- Hagen : Jak cię zwą?
- Nieznajomy : Nazywam się Lajos i pochodzę z Khorinis, jest to miasto niedaleko prowincji Rzymskiej.
- Hagen : Jak tu trafiłeś? Za co ?
- Lajos : Zostałem osądzony o zabójstwo całej mojej rodziny. Zostałem w to przez kogoś wrobiony ponieważ w czasie zbrodni znajdowałem się w całkiem innym miejscu lecz nie miałem świadka żeby to potwierdził i nie miałem
argumentów aby się bronić podczas procesu. Komuś bardzo zależało aby się mnie pozbyć, udało się to w 100-u procentach. A ty jak tu trafiłeś ?
- Hagen : Ja mam podobną sytuację jak ty. Osądzili mnie o zabójstwo Juliusza Cezara mojego najlepszego przyjaciela . Chciał mi oddać całe królestwo mimo tego, iż miał nominalnego spadkobierce. Ktoś musiał się o tym dowiedzieć bądź podsłuchać naszą rozmowę i musiał interweniować w tej sprawie. Zabił Cezara a o zabójstwo osądził mnie powołując się na to iż wcześniej go odwiedziłem i z nim rozmawiałem. A powiedz jeszcze co nas tu teraz czeka ? Co oni z nami zrobią ?
(głos najemnika)
- Najemnik : Jutro będziecie toczyć pojedynki na arenie przed publiką z całego Rzymu. Zapewnę słyszeliście o gladiatorach którzy walczą na arenach na śmierć i życie, wy będziecie ich kolejnymi przeciwnikami . Jeżeli przypadkiem udało by się wam pokonać gladiatorów będziecie zmuszeni do walki ze zwierzętami np. Z lwami
- Hagen : Ale jak to się stanie ? Przecież większość z nas tu obecnych, bo pewnie jest tu wielu takich jak ja nie miało styczności nigdy z bronią, a co dopiero mówiąc o walce z drapieżnikami
- Najemnik : To już nie mój problem, lecz wola Cezara a jego słowo jest niepodważalne.
(odchodzi najemnik)
-Hagen : Lajosie słyszałeś ? Będziemy musieli toczyć pojedynki których już na samym początku faworytami są nasi wrogowie a co dopiero mówiąc o zwierzętach. Jak myślisz dostaniemy jakąkolwiek broń ?
- Lajos : Pewnie dostaniemy jakiś rdzawy miecz i jakąś słabą zbroję która nas praktycznie i tak nie będzie osłaniać, lecz napewno się nie poddamy
- Hagen : Ale kiedy my się przygotujemy ? Przecież walki już jutro
- Lajos : Jakoś sobię będziemy radzić
I na tym zakończyliśmy swoją rozmowę. Nie mogłem przestać o tym myśleć i stwierdziłem, że najlepszą metodą na zrelaksowanie się i wypoczynek będzie wcześniejsze położenie się do snu. I tak też uczyniłem.
Dzien VI
Jak zwykle obudził mnie czyjś krzyk. Tym razem był to strażnik który nakazał wstawić się nam na arenę. Wtedy podnieśliśmy się obaj i opuściliśmy lochy. W drodzę na arenę nie moglem przestć myśleć o wczorajszej rozmowie i o tym co mnie może czekać jak przekroczę tą bramę. Najpierw skierowali nas do jakiegoś dziwnego pomieszczenia, była to zbrojownia o ile to można tak nazwać ponieważ bardziej to przypominało złomowisko. Nakazali nam wybrać sobię dowolną broń ( dużego wyboru nie było ). Ja wziąłem krótki miecz i małą tarczę abym mógł unikać ciosów i szybko kontratakować. Staneliśmy przed bramą. Pierwszy poszedłem ja. Przyszło mi się zmierzyć z niepokonanym dotychczasz Zyklflar’em. Potężnie, dobrze zbudowany i silny mężczyżna. Walka się rozpoczeła. Pierwszy cios zadał przeciwnik, lecz ja nie byłem gorszy i zaraz po zblokowaniu ciosu ruszyłem do kontrataku. Śmiałek ten dzielnie stawiał mi czoło lecz w końcu uległ i z tego pojedynku wyszedłem żwycięsko. W trakcie odpoczynku oglądałem się innym walką. Niektórzy byli naprawdę dobrzy i znali doskonale sztukę i technikę władania mieczem. Oczekiwałem na walkę Lajosa. Bardzo byłem ciekawy jak radzi sobie z mieczem. Odpowiedź dostałem odrazu, gdyż powalił przeciwnika kilkoma ciosami. Bardzo mnie to zaskoczyło ponieważ nie wyglądał na aż tak silnego wojaka. Następne moje walki przebiegły jak najbardizej po mojej myśli. Wyszedłem z nich żwycięsko i bez uszczerku na moim zdrowiu ponieważ miałem słabych przeciwników. Walki dobiegły końca i zakwalikowaliśmy się tak jakby do 2 etapu. Mieliśmy czas wolny ( nie wiem czy to tak można nazwać ponieważ i tak byliśmy w końcu uwięzieni w lochach). Z dość licznej grupy gladiatorów została nas juz tylko garstka i przetrwali już tylko najwytrwalsi i najsilniejsi. Dzień sądu ostatecznego i finał naszego pobytu miał sie odbyć jutro. Chciałem jak najszybciej położyć się i zasnąć gdyż byłem bardzo zmęczony i wyczerpany, lecz czekałem na Lajosa który został zabrany przez strażników. Okazało się, że Lajos został przeniesiony do innej grupy i nie wrócił na noc do lochów. Ja starałem się nie myśleć o jutrzejszym dniu i położyłem się spać.
Dzień VII
Jak zwykle głośny krzyk strażnika zerwał mnie ze snu. Dzisiaj troche wcześniej nas obudzili ponieważ przed ostatnim występem na arenie musieliśmy się solidnie przygotować. Zastanawiało mnie tylko jedno – gdzie jest mój przyjaciel Lajos ??? Zabrali nas do zbrojowni. Każdy miał wybrać sobie broń i opancerzenie. Wszyscy przede mną brali broń ciężką służącą do walki z konnicą oraz z lwami.Nikt nie spodziewał się bliskiego kontaktu z wrogiem .Kiedy przyszła moja kolej wyboru wziałem krótki miecz oraz tarczę ,nie brałem zbroi ponieważ ona by tylko przeszkadzała w unikaniu ciosów i szybkim kontrataku.Później juz droga była prosta stanęliśmy przed brama na arenę.
Za pare minut rozpeta sie tutaj prawdziwe piekło . Stojac zastanawiałem sie gdzie może być Lajos i co sie z nim dzieje .Wielu stojących obok mnie wrzeszczało , a ja w ciszy zacząłem sie modlić. Gdy skończyłem brama na arenę otwarła się i ... wszyscy osłupieliśmy i odebrało nam mowę. Zobaczyliśmy stos trupów których powoli wywoziły rydwany i tłum ludzi wrzeszczących, iż chcą jeszcze. Takiej publiki nie spodziewał się nikt z nas. Jak wielu ludzi uwielbia oglądać cierpienie, ból, walkę tyranii ze słabymi, bezbronnymi jednostkami. Wychodzimy i Cezar zaczyna swoje przemówienię :
- Cezar : Drodzy obywatele Rzymianie walka którą za chwilę obejrzycie przejdzie do historii walk gladiatorów. Już wyjaśniam i tłumaczę przebieg walki. Grupa niewolników zmierzy się z grupą najlepiej wyszkolonych i najsilniejszych strażników. Niektórzy z was pomyślą teraz dlaczego poświęcam ludzi, a ja to robię dla was abyście się świetnie bawili. Jeżeli zwycięży któryś z niewolników zmierzy się z moją osobą. Nagrodą w tym wszystkim o ile mnie pokona będzie oddanie mu wolności.
Po tym przemówieniu tłumy oklaskiwały Cezara a my czekaliśmy na owych wybrańców. Nadeszła ta chwila, druga brama otwarła się i wyszła grupa potężnie zbudowanych osiłków w zbrojach i z mieczami. Większość moich towarzyszy zdziwiła się gdyż byli święcie przekonani, iż to będzie walka na dystans. Przewidziałem jak to może wyglądać i mój szósty zmysł mnie nie zawiódł. Ale gdzie Lajos ? Dlaczego nie walczy u naszego boku ? To pytanie nie odstąpywało mnie ani na chwilę. Musiałem przestać o tym myśleć i zabrać się do walki bo oto usłyszeliśmy sygnał do natarcia. Mieliśmy dwukrotną przewagę, lecz nasze uzbrojenie i zgranie miało sobie dużo do zarzucenia. Ku mojemu zdziwieniu po usłyszeniu sygnału strażnicy nie rzucili się do ataku tylko oczekiwali na nasz ruch. Tłum zaczął głośno krzyczeć, gwizdać i strażnicy na to zareagowali i ruszyli do natarcia. Szli równo , żaden nie wyrzucał się, obstawiali jeden drugiego, byli bardzo dobrze uzbrojeni i zgrani co bardzo się liczyło. Zebrałem swoją grupę równie liczną jak strażników. Dziesiątkowali naszych wojaków. Została tylko mała grupka. Niektórzy zwątpili już i stracili wiarę w zwycięstwo. A więc ja wziałem sprawy w swoje ręce. Zacząłem mówić do Cezara :
- Hagen : Cezarze, wystaw swojego najlepszego wojaka a ja stawię mu czoło. Jeżeli wygram puścisz mnie wolno a jeżeli twój wojak wygra oddamy się w twoje krwawe rządy i możesz z nami zrobić co zechczesz.
- Cezar : Dobrze, może będzie ciekawiej.
Z szeregu strażników wystąpił potężnie zbudowany kolos ku mojemu zdziwieniu bez zbroi tylko z mieczem i tarcza taka jak ja . Taki styl ubioru i ekwipunku kojarzy mi się z Lajosem ale przecież nie walczylibyśmy przeciwko sobie . Agresor ruszył do natarcia. Zaczął serią różnych ataków. Byłem między młotem a kowadłem gdyż za mną było legowisko lwów które nie są zbyt przyjaznie nastawione do innych. Ów wój rzucił się na mnie z dwu – ręcznym mieczem chcąc zadać mi ostatczny cios. Wtedy ja odskoczyłem na bok i zdołałem mu zranić nogę. Lecz on nie dawał za wygraną. Dalej napierał, ale nie potrwało to długo, gdyż zacząłem napierać i wtedy przy jednym uderzeniu przebiłem go na wylot. Wojownik ten miał hełm który mu po dłuższej chwili zdjąłem. Wtedy okazało się, że moje podejrzenie było słuszne – był to Lajos :
-Lajos : Szkoda, że to musiało się tak skończyć
- Hagen : Od takiej rany nie umrzesz
- Lajos : Straciłem swój honor... Dobij mnie
- Hagen : Nie
Wtedy Lajos stracił przytomność. Następnie usłyszałem słowa Cezara :
- Cezar : No dalej, wykończ go
- Hagen : Nie...
-Cezar : Jak śmiesz ! Strażnicy zab...
Wtedy na arenie wszyscy widzowie staneli po mojej stronie. Co zakończyło się uratowaniem mnie . Po tym incydencie Orfeusz ponownie rzekł :
-Orfeusz : Dobrze walczyłeś , zdejmij hełm, przedstaw się nam tutaj wszystkim zgromadzonym i pokaz swoje prawdziwe oblicze
-Hagen : ...
- Nie przeciągaj struny... Już
Pomyślałem, że i tak dowie sie kim jestem więc zdjąłem hełm i powiedziałem :
Jestem Hagen. Byłem dowódcą wojska Rzymskiego i miałem zając miejsce twego ojca lecz ktoś go zabił i wmówił innym, że to on ma być następcą tronu.
Cezar po tych rozpoznaniu mnie i po tych słowach odpowiedział :
Rozejść się... Zabierzcie go i wyrzućcie jego ciało na stos. On już jest nic nie warty. Słysząc te słowa miałem ochotę go zaatakować ale postanowiłem się wstrzymać bo to byłoby bez sensu.
Był już wieczór. Wtedy przyszli strażnicy którzy powiedzieli żebym poszedł z nimi. Gdy dotarłem na miejsce jeden ze strażników uderzył mnie dosyć mocno w twarz, następnie przywiązali mnie kajdanami do ściany. Zaraz potem przyszedł Cezar :
- Aby sprawić rozrywkę dla ludu staniemy przeciw sobie do walki. Po tych słowach wbił mi sztylet w brzuch i kontynuował :
- A tutaj drobna niespodzianka ode mnie. Zacząłem krwawić i straciłem przytomność , lecz zdołałem usłyszeć jeszcze Cezara jak wezwał swojego sługę aby ten ukrył ranę.
Dzień VIII
Gdy się przebudziłem byłem słaby. Dalej wspominałem mojego martwego towarzysza Lajosa. Wciąż widzę go jak kona przed moimi oczyma . Jedyne co teraz chcę zrobić to zemścić się za wszystkich moich towarzyszy a także Juliusza Cezara I. Przyszedł po mnie strażnik. Już czas... Nadszedł dzień sądu, przyjść z tarczą albo na tarczy. Nigdy nie sądziłem, że stanę do walki z Władcą Rzymu. Publiczność przywitała mnie wiwatami i okrzykami. Gdy spotkali mnie po raz pierwszy byłem wyzywany od najgorszych i wygwizdywany tak jak inni. Wybrałem broń jednoręczną , tarczę i tym razem kolczugę ponieważ nie mogłem ryzykować chodząc bez zbroi ponieważ byłem ranny. Orfeusz zabrał tylko miecz lekceważąc mnie. Mimo, iż jestem ranny to mogę dalej sprawnie funkcjonować. Przystąpił do ataku. Przypomniałem sobie skrzywdzonych przez niego ludzi. Podczas gdy ja się zamyśliłem on zdołał podbiec i mnie zaatakować lecz ja w ostatniej chwili unikłem ciosu, ale mnie zdołał zranić w ręke . Pod wpływem otwarcia się mojej rany straciłem równowagę i ponownie miał okazję mnie zaatakować. Szybko stanąłem na nogi i stwierdziłem, że jeśli ta walka będzie tak się toczyć to będzie ze mną krucho. Przystąpiłem do kontrataku, ruszyłem w jego stronę jak szalony, co zakończyło się niepowodzeniem z mojej strony i oberwałem po raz drugi, na szczęście było to lekkie muśnięcie. Upadłem na ziemie udając, że był to mocny cios ( on nie widział gdzie mnie trafił) chwytając garść piasku. Gdy podbiegł zuciłem mu prosto w twarz. Oślepiłem go i ruszyłem do ofensywy. Orfeusz błądził po arenie bez celu, żeby tylko uniknąć mojego ciosu. W końcu wszedł na teren lwa. Lew go ugryzł w nogę a wtedy ja zadałem mu dwa szybkie ciosy mieczem i wróg padł. Na trybunach zapadła cisza, wszyscy patrzyli na mnie ze zdziwieniem bowiem nikomu jeszcze nie udało się pokonać kogoś tak dobrze władającego mieczem jak Cezara. Potem to ja przemówiłem do nich :
- Tak jak powiedział Cezar jeżeli mnie pokona to zrobi ze mną co zechcę a jeżeli nie to będę mógł odejść. Szedłem już do wyjściowej bramy i wtedy czułem, ze przechodzę do oinnego,lepszego świata. Dokonałem zemsty i teraz już mogę odpocząć. Upadłem na ziemię i wtedy jakis gladiator rzekł :
- Wynieśmy go jak niewolnika, wynieśmy go jako króla. Zapadłem w głęboki sen i już nie mam zamiaru się obudzić. Byłem dumny z siebie, że wytrwałem to wszystko,jestem wolnym człowiekiem... Był to koniec pamiętnika. Chodziłem po Rzymie pytając starców czy pamiętają tego gladiatora, lecz nie wielu. Niektórzy mówią, że on dalej żyje, kolejni że jest dalej gladiatorem , słyszałem też, że jest Cezarem ale to raczej odpada. U starszych ludzi był on pamiętany jako „ Wielki” |
|